niedziela, 18 stycznia 2015

Jarmużowy koktajl

Dawno mnie tu nie było, ale nie oznacza to zakończenia Margolajf:) Wręcz przeciwnie:) Margolajf jest pisany z potrzeby serca. Nie ma tu nic wymuszonego czy też narzuconego. Nie ma żadnych sztywnych ram- pełen freestyle:) A że energia nakumulowana wybucha ze zdwojoną siłą to zapraszam Was na mega dawkę witamin i odporności:
Moje odkrycie ostatnich tygodni- jarmuż!!!
Mega bomba witamin c, k a także karotenoidów i żelaza. Zawiera też (podobnie jak moje ukochane brokuły) sulforafan czyli związek mający właściwości przeciwnowotworowe. Warto przed użyciem pociąć go wcześniej i odłożyć na ok30 min. Wtedy to sulforafan osiąga najwyższe stężenie i możemy spożyć go duuużą dawkę:)
Oto mój przepis na pyszny koktajl :

Jarmuż - dwie garście pociętego - jeśli zastanawiacie się gdzie kupić to uprzejmie donoszę, że Biedrashop jest zaopatrzona ku mojej uciesze:))))
awokado
banan
kiwi
sok z mandarynek
woda

Oczywiście  wszystko do blendera i do gardła. Od razu czujemy się lepiej:)

sobota, 4 października 2014

To be or not to be


Są takie miejsca, które uwielbiam, ale bywam bardzo rzadko. Należy do nich niewątpliwie teatr. Bardzo lubię wszelkie kontakty ze sztuką na żywo. Ostatnio (co tu dużo kryć) zbyt wiele ich nie mam:) no chybaże zaliczyć do sztuki śpiew kołysanek synowi;))) I właśnie dlatego skakałam w ten piątek pod niebo z radości!!! Dosłownie!!! Byłam w miejscu, którego budowę wspierał osobiście sam Książę Karol!:))) Trochę to trwało, ale udało się i mamy w Gdańsku Teatr Szekspirowski!!! Zbudowany na wzór starych teatrów angielskich (co osobom siedzącym bez oparcia na 3 godzinnym przedstawieniu na pewno dało się we znaki:))) Miałam to szczęście, że siedziałam na widowni głównej przed sceną na skórzanym fotelu- i tu ukłony w stronę Tych, Którzy się do tego Mocno przyczynili :))))) jeszcze raz Dziękuje;) Teart Niesamowity pod każdym względem. Sztuka, którą dane mi było oglądać, była bardzo trudna do zrozumienia. "Hamlet" grany przez Niemców w ich rodzimym języku to zdecydowanie,mimo tłumaczenia, ponad moje zwoje mózgowe:)))) Ale ale ale ekhm ekhm ekhm:)))) nie samą sztuką człowiek żyje w teatrze:) zwłaszcza matka, która wyposzczona kulturalnie połykała każdą minutę jakby za chwilę świat miał się skończyć:) (jednocześnie modląc się, aby mleko wiadomo gdzie;))pozostało tam do momentu powrotu do domu:))) Każdy ruch na scenie, na widowni, każdy dźwięk, każdy wytworny frak, każde nieprzeciętne twarze, każdy zapach drogich perfum, każde zdanie, eleganckiej starszej pani siedzącej obok, która potrzebowała dzielić się emocjami z poprzednich spektakli....;)))Wszystko to żyło i stworzyło niepowtarzalny klimat. Takie już ze mnie zwierzę społeczne, że długo nie karmione bywa głodne wrażeń:)
Scena śmierci Hamleta spowodowała, że tych wrażeń nie zapomnę jeszcze baaaardzo długo. Otórz w tejże właśnie scenie nad publicznością otworzył się bardzo powoli jakby pękając na pol- dach teatru!!! Niebo było pięknie ugwieżdżone mimo serca miasta!:) Można było poczuć na własnej skórze jak duch tytułowego księcia uniósł się na wieki ku górze!!:))) Zwłaszcza, że powietrze niezbyt ciepłe w paździenikową noc;) Takież to właśnie emocje mną targają kiedy wspominam ten niesamowity wieczór. Wiem jedno: szybko wrócę tam na pewno:) 
Tymczasem idę już zamknąć me powieki... Oby nie na wieki:))) Powiało Szekspirem.... :)))) cóż....  Hamleta nie zapomnę nigdy.



sobota, 27 września 2014

Matka frustratka


O jakże potrzeba mi teraz chwili z własnym oddechem. Tylko ja i przepływające obok mnie powietrze... Powolny wydech .... Długi i oczyszczający.... I tak dzieścia razy i od razu głowa przewietrzona. Niestety w tym tygodniu to tak nie działało:( JJ pochorował się nam baaaardzo bardzo bardzo. A siedzenie w domu z chorowitkiem, który nota bene mało przejmuje się chorobą i lata po chacie marudząc całe dnie i noce...mało fascynujące. Zmęczenie moje i bezsilność przypomniały mi 4 miesiące wyjęte z życia czyli kolki JJ!  Kiedy to człowiek uświadamia sobie, że jednak jest cyborgiem bo żyje mimo chronicznego wyczerpania a zaraz potem zastanawia się czy najpierw robic jeść czy może położyć się spać, ale wtedy istnieje ryzyko śmierci z głodu we śnie. I te dobre rady: śpij kiedy on śpi...:))))))) o tak mnie bawią:))))) cała reszta czyli jedzenie (na następne pol dnia z góry) prysznic (zaległy poranny wystarczający za wieczorny) pranie, a nawet zwykle pogapienie się w sufit (jakże potrzebne dla resetu mózgu) to wszystko ROBI SIĘ SAMO! A my tu sami we trójkę ... I mimo wielkiej pomocy męża mego jedynego to myślę sobie: Jaka szkoda, że Bruno nie umie rozwieszać prania:((( Ale dziś po całym tygodniu zalegania i karmienia frustracji- matka frustratka - O TAK!:) wkoncu się określiłam słusznie ... dziś postanowiłam iść biegać mimo wszystko i wszystkich. JJ gil do pasa, ale nakarmiony więc matka za drzwi! I przed siebie po bezdrożach:) tylko 5 km, ale.... Jak cenny czas! Boże jak ja potzrebowałam takiego wybiegania. Jak ja potzrebowałam napisania Wam o tym. Jak ja potzrebowałam zająć się przez chwilę czymś innym niż Frida, Nasivin itd. dziś czuję, że wracam a raczej wracamy do żywych- choc JJ nadal chorutki to czuję, że jest lepiej z nami obojgiem. Że matka już nie taka frustratka. Że damy radę. Ale na ten moment: NIECH MNIE KTOŚ PRZYTULI:(
Jak radzicie sobie ze sobą kiedy bezsilność bierze górę? 

poniedziałek, 22 września 2014

Curry dyniowe z kurczakiem


Dynie uwielbiam. Krem robię na kilka sposobów, ale najbardziej lubię na słodko z kardamonem, cynamonem i imbirem....mmm jutro chyba zrobię:) Powidła z dyni robi moja mama. Również są obłędnie słodkie i aromatyczne. A ostatnio szukając inspiracji na nową idsłonę dyni znalazłam przepis na curry z dyni. Zrobiłam i już wiem, że do końca sezonu dyniowego zrobię jeszcze kilka razy na pewno:)
Oto przepis - składniki:
Pól średniej dyni lub cała mała ( średnica ok 15 cm)
Pierś z kurczaka
1 szkl mleka kokosowego
1 łyżeczka przecieru z pomidorów
1 limonka
Pęczek kolendry
2 ząbki czosnku
Sól
szczypta cynamonu i jeśli lubicie ostro to chili.

Limonkę wyciskamy i sok mieszamy z przecierem oraz z przyprawami. Macerujemu kawałki piersi z kurczaka. Smażymy je na maśle klarowanym chwilę i wyjmujemy na talerz. Na tą samą patelnię wrzucamy dynię i chwile dusimy po czym wlewamy mleko kokosowe i gotujemy do miękkości. Po ok 15 minutach dodajemy kurczaka i mieszamy razem. Sos ktory powstaje smakuje świetnie!:) Ja ugotowałam jeszcze do tego kasze jaglaną zeby dopełnić talerz;)))
Róbcie i smakujcie smacznego:))))

czwartek, 18 września 2014

Akcja - reakcja!!!


Ten post jest formą autoterapii po tym, co dziś usłyszałam. Obiecałam sobie, że mój blog nie będzie miejscem, w którym wylewa się czynne żale. A juz na pewno nie będzie tu krytyki innych po fachu czyli mamusiów;) Nienawidzę, kiedy jedna mamunia wylewa na drugą wiadro pomyj tylko dlatego, że tamta ma inne pomysły na wychowanie swojego skarbeczka. A można tego znaleźć w internetach ogrom! Ale jest właśnie jedno ALE. Na litość Boga! kiedy dziecko płacze - REAGUJMY! Nie idźmy obok z telefonem przy uchu jakgdyby się nic nie działo. Ono ma tylko nas- rodziców!!! Gdyby umiało mówić może nie musiałoby płakać. Gdyby umiało myśleć logicznie może nie buntowałoby się. Gdyby czuło reakcję na swój komunikat może demonstracja nie trwałaby tak długo!!! Nie zamierzam absolutnie czynić niniejszym wykładu na temat rodzicielstwa bliskości, które nota bene sama propaguję, ale pozostawianie dziecka na tak zwane "wypłakanie się"- doprowadza mnie do skrajnego politowania dla rodziców. I nie mówię tu o nauce zasypiania choć tego kompletnie nie mogę sobie wyobrazić- zostawić dziecko do "padnięcia" z płaczu na dobranoc. 
A piszę o tym wszystkim przez sytuację, której dziś doświadczyłam. Ja a także mój syn, któremu owszem Bozia dała baaaardzo sprawne struny głosowe i dokładnie wie kiedy i jak się ich używa aby osiągać cele ;)))) mimo  to nie próbował nawet pisnąć cichutko. 
Rzecz miała miejsce na zakupach. Chodziliśmy chwilę po sklepie a przed nami mama z synkiem w wieku rok i dwa miesiące- oczywiście musiałam z panią zagadać, zapytać ... Chociażby po to żeby choć na chwilę ten mały biedaczek odsapnął od płaczu.... Ależ jak on się darł, krzyczał, wył, poźniej łkał później znów płakał..... Tak wkólko... Nie do opisania obraz dziecka, któremu ewidentnie o coś chodziło. Nie do opisania był również obraz mamy, która ani razu nie zareagowała na płacz dziecka. Ani razu nawet nie spojrzała czy wszystko ok czy może jest jakiś powód, któremu da się zaradzić. Ba ! Zupełnie spokojnie odebrała telefon i chichotała rozbawiona jakby chciała przekrzyczec lub zagłuszyć swojego syna. Obserwowałam tą sytuację od początku - chyba matki juz tak mają, ze gapią się na inne dzieci w podobnym wieku do swoich. Przynajmniej ja robię to zawsze mniej lub bardziej świadomie:) Chłopczyk ten zaczął płakać w wózku jak tylko weszli do sklepu. Robił to coraz głośniej aż zaczął się ksztusić, prężyć i rozrywać szelki!!! Reakcja  matki a właściwie kompletny BRAK reakcji rozwalił mnie totalnie !!!! Na szczęście nie byłam sama w swej frustracji. Stojąc w kolejce do kasy pewna pani zapytała tą kobietę czemu nie wyjmie małego z wózka przecież krzyczy tak żałośnie na co tamta odpowiedziała:" pani jak ja tak będę reagować na jego krzyk to on mi na głowę wlezie". 
Droga pani życzę pani tylko jednego: żeby czym prędzej wlazł pani na tą głowę i przez megafon powiedział pani prosto do ucha, że potrzebuje UWAGI, czułości, bliskości i reakcji!!! Bo to jego komunikat, prawo miłości, uwagi i poczucia bezpieczeństwa a nie próba manipulacji!!! O tej jeszcze usłyszy w swym życiu i nauczy się pewnie walcząc o swoje- bo na to się zanosi. 
Moim skromnym zdaniem: Błagam REAGUJMY!!!! Choć czasami ręce opadają i mamy ochotę zakończyć dzień o godzinie 8 rano to jednak reaguję na wrzaski JJ po to by wiedział, że prowadzimy dialog, że nie jest sam ze swoją frustracją. I nawet jeżeli żałośnie krzyczy tylko dlatego, że wyciągnęłam go z jego ulubionej szafy to niech wie, że matka go słyszy i rozumie dlaczego wydziera  się jak poparzony!!! I mimo, że moja cierpliwość wtedy przechodzi w stan skupienia lotny i ulatnia się jak płonny gaz wonny:)))) to biorę na ręce i gadam do ucha, że kocham. Najczęściej gorzkie żale i frustracje mijają wtedy w kilka sekund. A ten biedny chłopiec płakał tak i zanosil się dobre 15 minut na naszych oczach i uszach.... Jeszcze go widzę i słyszę to łkanie. A tej pani..... Cóż.....Nie chcę jej więcej spotykać na swojej drodze. Rozliczy ją z tego kto Inny. Żal chłopca...był taki przerażony:(

poniedziałek, 15 września 2014

Tajemnica kokosowa


Moim ostatnim odkryciem prozdrowotnym jest woda z kokosa. Okazuje się, że jest absolutnym numerem jeden jeśli chodzi o nawodnienie organizmu podczas treningów!!! Mówiąc "woda z kokosa" mam na myśli płyn, który znajduje się w środku owocu:) I wyobraźcie sobie, że nie potrzeba wiartarki aby zrobić dziurkę i pić sok :)))) tak jak to wymyślił mój małż:)))) Mając 32 lata doświadczyłam niesamowitego odkrycia: jedną z trzech czarnych plamek na czubku owoca jest bardzo łatwo przebić nawet zwykłą słomką!!! Ot taka tajemnica kokosowa:))) 
A teraz powiem Wam dlaczego warto kupić w Biedronie kokosa za 1,99zl i wypić z niego płyn. Otóż owy napój 100% naturalny ma całe spectrum cudownych właściwości. Zawiera kwas laurynowy, składnik, ktory występuje w mleku matki!!! i wspomaga układ odpornościowy - doskonały dla małych dzieci i kobiet w ciąży:) Kwas ten ma działanie niszczące dla drobnoustrojów takich jak wirus opryszczki, Helicobacter, cytomegalowirus. Oprócz wielu witamin z grupy B woda kokosowa zawiera rownież  kinetynę, ktora opóźnia procesy starzenia skory i przyspiesza jej regenerację. Jest bogatym źródłem elektrolitów takich jak wapń, fosfor, magnez:)
I dlatego warto pic wode z kokosa:))
Gotowa woda kupywana w kartonie lub butelce jest  dość droga bo kosztuje ok.  20 zł za litr!!!!! A wystarczy kupic kulkę w Biedrze za 1,99 i pić na zdrowie:))
Polecam na jesienne słoty.

A czy Wy macie jakieś swoje odkrycia spożywcze?

czwartek, 11 września 2014

Tabbouleh czyli namiastka kuchni arabskiej




Nic nie poprawi mi lepiej nastroju w jesienne wieczory niż wspomnienia gorących wakacji. Uwielbiam przypominać sobie obrazy, smaki, ciepło, ludzi... I tak właśnie ostatnio wspominając pewne wakacje w Hiszpani zrobiłam się mega głodna:))) Zazwyczaj bywa tak, że na wakacjach oprócz smażenia się "na heban" na plaży, pochłaniam tony jedzenia różnych kuchni świata. Tak właśnie wyglądały pewne wakacje w Hiszpani:)))) Oprócz obłędnych owoców morza dane mi było rozkoszować się nową wtedy dla mnie kuchnią arabską:))) Pamiętam doskonale tamtą kolację, tamte smaki humusu, falafela, tabbouleh ....Ludzi!!!, których pozdrawiam z tego miejsca serdecznie: Nigdy Was nie zapomnę mimo tysięcy kilometrów:)))!!! Ach cóż to były za wakacje!:)))) Postanowiłam namiastkę smaków przywołać w swojej kuchni:) Zrobiłam kolację z arabską sałatką tabbouleh a do niej krewetki na maśle w białym winie:)))
Jeżeli lubicie orientalne smaki, do których  nie potrzeba koniecznie wschodnich przypraw to jest to danie dla Was!:)
Zapraszam:)


Składniki:


4 pomidory - skórka sparzona i zdjęta 
Pęczek zielonej pietruszki
Szklanka ugotowanej kaszy- i tu pozostawiam Wam wybór gdyż w oryginalnych przepisie jest kuskus a ja robię z jęczmienną - jest moją królową kasz:)))
Oliwa z oliwek, 
2ząbki czosnku
Sok z  połowy limonki

Przygotowanie:

Do ugotowanej na sypki kaszy dodajemy sok z limonki, oliwę, czosnek. Mieszamy. Do tak przygotowanej kaszy dodajemy pokrojone drobno pomidory bez gniazd nasiennych oraz posiekaną pietruchę. Wszystko!!! Jest pysznie, szybko i zdrowo:))) Doskonała przekąska do lunch boxa!!! Na podróż i do pracy:)
Z racji tego, że od krewetek specem jest u nas w domu mąż mój ukochany to on przygotował jeszcze do kolacji ( bo przecież - cytat: co to za danie tylko kasza z pomidorami - koniec cytatu;)))
A robi je tak:

Paczka krewetek tygrysich mrożonych wrzucona na masło i podlana białym winem (ok pol szklanki) do tego ząbek czosnku i jak to On mówi parę minut i gotowe:) mi za kazdym razem wychodzą gumowe więc niempodejmuje się przyrządzania tego "prostego" dania.

Doskonale pasują do siebie sałatka i krewetki:)))) mniam. 
Zróbcie sobie na piątkowy wieczór- palce lizać:)))





Jeżeli macie jakieś swoje hiciory kuchenne z wakacji to dawajcie w komentarzach !:)))