sobota, 30 listopada 2013

Maskarada "Last Christmas".


Karmienie młodego bardzo mnie relaksuje. Myśli krążą wtedy wokół spraw ważnych lub totalnie głupawych. Biorę do ręki "czytadło" i przeglądam portale, blogi, serwisy etc. Iphon- najwspanialszy wynalazek ostatniego 10 lecia- no dobra może drugi zaraz po zmywarce:) Mam czas wbrew zaleceniom innych mam, które ostrzegały mnie, że przy dziecku czasu nie ma na nic...;) Oczywiście tematem przewodnim wszystkich artykułów , blogów, serwisów kobiecych i popularno- naukowych jest temat " Magii Świąt". Co kupić na prezent, jak się ubrać na wigilię, jak zrobić barszcz czerwony bo to przecież wszystko baaaaardzo skomplikowane jest. Pewnie moje przemyślenia na ten temat nie są zbyt powszechne ani też trendy, cool i wogóle są straszne jak na młodą  matkę ( tak jak to się dowiedzialam po porzednim poście) , ale ... Trzymajcie mnie ludzie, można zwymiotować słysząc 2 listopada w sklepie spożywczym utwór: Last Christmas! Poprostu nie lubię tych świąt przez tą całą maskaradę! Ci ludzie w szale goniący po centrach handlowych z wieeelgachnymi torbami prezentów zachowujący się tak jakby tylko od tego zależało jakie będą te święta  - cały ten marketing natrętny doprowadza mnie do szału. I wiecie co? Baaaaardzo się cieszę, ze w tym roku mam wymówkę i nie muszę chodzić po sklepach w okresie przedświątecznym:))) dziękuję Ci synku:))) Zawsze powtarzałam, że jak będę miała dziecko to może zmienię zdanie i również rzucę się w ten szał przedświąteczny, ale dziś już wiem, że twarda ze mnie sztuka ( a może krowa:) , która nie zmienia poglądów;)) Te święta będą dla nas wyjątkowo radosne bo z Jerzykiem i wyjątkowo smutne zarazem bo bez taty...Jako dziecko radośnie oczekiwałam kiedy usłyszę szurające buty taty, ktore zakładała mama i udawała Mikołaja a ja stałam z tatą w piwnicy i czekaliśmy cichutko żeby     go nie wystraszyć:)))) Jakie to było piękne i urocze- mimo tego, ze co roku wiedziałam, że to mama tam chodzi i kładzie prezenty. Ach z wiekiem zepsuł mnie ten świat, pozbawił tej ułudy dziecinnej w Magię Świąt. Chyba muszę poczekać aż Jerzyk zacznie cieszyć się z Mikołaja a wtedy może powróci moja radość z dziecięcych czasów bożonarodzeniowych. 
Ps. Żeby nie było, że jakaś strasznie uboga uczuciowo ze mnie kobieta: piekę co roku pierniczki i ubieram dom w marketingowe :))) gadżety świąteczne i uważam, że moja choinka jest najpiękniejsza:))) a tym, co uwielbiają ten szał ( patrz mój mąż) życzę zapchanych sklepów, głośnego Last Christmas i pełnych ciasnych parkingów:)) no i tych prezentów:)
A tu zeszły rok:

sobota, 16 listopada 2013

Życie i śmierć. Mocno? Życie...

Dziś mija równy miesiąc od ostatniego posta. Nie wiem od czego zacząć, ale dziś poczułam potrzebę aby wrócić tu i pisać. Po miesiącu gotowa jestem aby podzielić się tym, co sie wydarzyło, tym co odmieniło moje życie, co sprawiło, że wylałam morze łez nie tylko z radości. Były to łzy z wielkiego szczęścia, radości, ale także z wielkiego żalu i straty... Tak... W sobotę 19 października urodziłam synka. Było to niesamowite przeżycie pełne uniesień, euforii, bólu, metafizycznych doznań , krzyku, ale wszystko to wspominam jako cudowne doświadczenie. Dodam tylko, ze poród był 100% naturalny bez znieczuleń i trwał od 14.00 do 18.00 i na prawdę wspominam go bardzo miło:) moment, w którym zobaczyłam na piersi maleńką główkę pozostanie w mojej pamięci na zawsze i ten widok właśnie uśmierza każdy ból. Może  nie od razu Jerzyk będzie miał rodzeństwo, ale za jakiś czas nie mówię nie;) Emocji, które towarzyszyły temu wydarzeniu, nie opiszą żadne słowa więc daruję sobie. I tak oto w tym wielkim szczęściu 10 dni po narodzinach Jerzyka dowiedziałam się, że mój tata nie zdążył go zobaczyć, że ja nie zdążyłam się z nim pożegnać, że odszedł i nigdy już nie wróci!...Tego dnia kiedy mąż mi powiedział o tacie nie zapomnę tak jak dnia narodzin synka. To był szok i nadal jest mimo wszystko. 
Wielokrotnie słyszę, że tatuś zrobił miejsce dla wnuczka, ale czemu nie zdążył go zobaczyć ??? Tego nie wie nikt... 
Takie to właśnie wydarzenia przyszło mi przeżyć w ciągu ostatniego miesiąca i gdyby nie mój ukochany mąż i synek, w którym zakochalam się bez pamięci... Nie wiem jakbym to wszystko zniosła.
Tymczasem patrzę sobie i mam nadzieję, że mój tatuś też sobie patrzy z nieba na nasz maleńki , upragniony, baaaaardzo wyczekany przez kilka lat CUD!!!