wtorek, 31 grudnia 2013

Miłości na ten Nowy Rok:)))

Ach cóż to był za rok!!!!
Na pewno baaaaardzo szalony. Nie chcę pamiętać o tym co było smutne, choć nie jest to łatwe : wciąż tęsknię TATO!:( 
Jednakowoż serce moje wypełnia wieeelka radość:)))))))) W życiu nie sądziłam, że miłość do dziecka tak bardzo może przysłonić świat. Każdy człowiek na kuli ziemskiej nawet ten, ktory nie chce mieć dzieci ( albo tak mu się tylko wydaje:)) powinien doświadczyć takiej siły miłości, jaką daje macierzyństwo. Tego życzę w Nowym Roku 2014- jednocześnie dziękuję Wam czytelnikom, że zaglądacie tu dość licznie ku mojemu zdumieniu:) Tym bardziej raduje się me serce, że blog, o którym marzyłam ma sens!!!!! 
Buziaki:)

środa, 18 grudnia 2013

Czego życzę? ;))))))

 Mało mnie tu ostatnio, ale to z racji wakacji od laptopa:) Instagram jest pod ręką i tam więcej mnie. 
Wiecie z czego najbardziej się cieszę z racji nadchodzących Świąt Bożego Narodzenia? Otóż z tego, że poraz pierwszy od kilku lat nie usłyszę życzeń o treści: no i tego żebyście wkońcu postarali się o dzidziusia. To były dla mnie najgorsze choć wiem, że szczere życzenia. Dziękuje Ci synku, że w te święta nie będę musiała słuchać tych serdeczności:)))))
A wszystkim tym, którzy planują komuś złożyć takie życzenia, proponuję zastanowić się 5 razy ( no dobra może być raz, ale prawdziwie) czy przypadkiem  nie sprawią nimi przykrości zamiast radości:) 
To tyle z moich "głębokich" przemyśleń ;))) na dziś- poczyniłam je patrząc dumna jak przysłowiowy paw na śpiącego pięknie mojego syna. ;) 
A wszystkim moim czytelnikom tym stałym i tym, którzy tylko statystyki czynią;) życzę zdrowia i świętego spokoju w te święta- to zawsze się przyda:)





sobota, 30 listopada 2013

Maskarada "Last Christmas".


Karmienie młodego bardzo mnie relaksuje. Myśli krążą wtedy wokół spraw ważnych lub totalnie głupawych. Biorę do ręki "czytadło" i przeglądam portale, blogi, serwisy etc. Iphon- najwspanialszy wynalazek ostatniego 10 lecia- no dobra może drugi zaraz po zmywarce:) Mam czas wbrew zaleceniom innych mam, które ostrzegały mnie, że przy dziecku czasu nie ma na nic...;) Oczywiście tematem przewodnim wszystkich artykułów , blogów, serwisów kobiecych i popularno- naukowych jest temat " Magii Świąt". Co kupić na prezent, jak się ubrać na wigilię, jak zrobić barszcz czerwony bo to przecież wszystko baaaaardzo skomplikowane jest. Pewnie moje przemyślenia na ten temat nie są zbyt powszechne ani też trendy, cool i wogóle są straszne jak na młodą  matkę ( tak jak to się dowiedzialam po porzednim poście) , ale ... Trzymajcie mnie ludzie, można zwymiotować słysząc 2 listopada w sklepie spożywczym utwór: Last Christmas! Poprostu nie lubię tych świąt przez tą całą maskaradę! Ci ludzie w szale goniący po centrach handlowych z wieeelgachnymi torbami prezentów zachowujący się tak jakby tylko od tego zależało jakie będą te święta  - cały ten marketing natrętny doprowadza mnie do szału. I wiecie co? Baaaaardzo się cieszę, ze w tym roku mam wymówkę i nie muszę chodzić po sklepach w okresie przedświątecznym:))) dziękuję Ci synku:))) Zawsze powtarzałam, że jak będę miała dziecko to może zmienię zdanie i również rzucę się w ten szał przedświąteczny, ale dziś już wiem, że twarda ze mnie sztuka ( a może krowa:) , która nie zmienia poglądów;)) Te święta będą dla nas wyjątkowo radosne bo z Jerzykiem i wyjątkowo smutne zarazem bo bez taty...Jako dziecko radośnie oczekiwałam kiedy usłyszę szurające buty taty, ktore zakładała mama i udawała Mikołaja a ja stałam z tatą w piwnicy i czekaliśmy cichutko żeby     go nie wystraszyć:)))) Jakie to było piękne i urocze- mimo tego, ze co roku wiedziałam, że to mama tam chodzi i kładzie prezenty. Ach z wiekiem zepsuł mnie ten świat, pozbawił tej ułudy dziecinnej w Magię Świąt. Chyba muszę poczekać aż Jerzyk zacznie cieszyć się z Mikołaja a wtedy może powróci moja radość z dziecięcych czasów bożonarodzeniowych. 
Ps. Żeby nie było, że jakaś strasznie uboga uczuciowo ze mnie kobieta: piekę co roku pierniczki i ubieram dom w marketingowe :))) gadżety świąteczne i uważam, że moja choinka jest najpiękniejsza:))) a tym, co uwielbiają ten szał ( patrz mój mąż) życzę zapchanych sklepów, głośnego Last Christmas i pełnych ciasnych parkingów:)) no i tych prezentów:)
A tu zeszły rok:

sobota, 16 listopada 2013

Życie i śmierć. Mocno? Życie...

Dziś mija równy miesiąc od ostatniego posta. Nie wiem od czego zacząć, ale dziś poczułam potrzebę aby wrócić tu i pisać. Po miesiącu gotowa jestem aby podzielić się tym, co sie wydarzyło, tym co odmieniło moje życie, co sprawiło, że wylałam morze łez nie tylko z radości. Były to łzy z wielkiego szczęścia, radości, ale także z wielkiego żalu i straty... Tak... W sobotę 19 października urodziłam synka. Było to niesamowite przeżycie pełne uniesień, euforii, bólu, metafizycznych doznań , krzyku, ale wszystko to wspominam jako cudowne doświadczenie. Dodam tylko, ze poród był 100% naturalny bez znieczuleń i trwał od 14.00 do 18.00 i na prawdę wspominam go bardzo miło:) moment, w którym zobaczyłam na piersi maleńką główkę pozostanie w mojej pamięci na zawsze i ten widok właśnie uśmierza każdy ból. Może  nie od razu Jerzyk będzie miał rodzeństwo, ale za jakiś czas nie mówię nie;) Emocji, które towarzyszyły temu wydarzeniu, nie opiszą żadne słowa więc daruję sobie. I tak oto w tym wielkim szczęściu 10 dni po narodzinach Jerzyka dowiedziałam się, że mój tata nie zdążył go zobaczyć, że ja nie zdążyłam się z nim pożegnać, że odszedł i nigdy już nie wróci!...Tego dnia kiedy mąż mi powiedział o tacie nie zapomnę tak jak dnia narodzin synka. To był szok i nadal jest mimo wszystko. 
Wielokrotnie słyszę, że tatuś zrobił miejsce dla wnuczka, ale czemu nie zdążył go zobaczyć ??? Tego nie wie nikt... 
Takie to właśnie wydarzenia przyszło mi przeżyć w ciągu ostatniego miesiąca i gdyby nie mój ukochany mąż i synek, w którym zakochalam się bez pamięci... Nie wiem jakbym to wszystko zniosła.
Tymczasem patrzę sobie i mam nadzieję, że mój tatuś też sobie patrzy z nieba na nasz maleńki , upragniony, baaaaardzo wyczekany przez kilka lat CUD!!!

środa, 16 października 2013

Bardzo proste - idealne na jesienne, herbaciane wieczory: ciastka razowo-orkiszowe.




Tego przepisu wcale nie miało tu być:), ale po tym jak ciasteczka wylądowały na Facebooku w ramach podziękowania za 1000 odsłon bloga- dostałam kilka maili z pytaniami o przepis.
Tak jak obiecałam: Asiu, Gosiu, Marto:) podaję przepis, który jest prosty w składnikach a także wykonaniu no i przede wszystkim nie zawiera całej gamy  E- barwników, polepszaczy, konserwantów i czego jeszcze w laboratoriach pełno mają i śmiało dodają...:)  A tak a propos przypomniało mi się jak czytałam ostatnio etykietę pewnych "ciasteczek zbożowych" opatrzonych mianem "super zdrowych". Oczywiście oprócz podstawy czyli mąki było tam mnóstwo azotanów i innych gó.....Pytam się: po jaką cholerę umieszczają takie produkty  na półkach "bio", "eko" ? Bo mają narysowane na  etykietach kłosy zbóż i orzechy? (których oczywiście w składzie ani śladu...mąka pszenna 100%?) Ach...dobra.....nie mogę się denerwować;) teraz przepis:

100 g mąki orkiszowej
200 g mąki żytniej typ 2000
50 g cukru trzcinowego lub ksylitolu co kto woli i ma pod ręką;)
ok. 100 g (10 łyżek) oliwy
80 ml wody


Przygotowanie:
mąki mieszamy, cukier rozpuszczamy w wodzie i dodajemy oliwę, wszystko razem wyrabiamy na początku mikserem z hakami tak aby miało postać kruszonki i wtedy już ręcę ludzkie niezastąpione:) zagniatamy. Fachowcy mogą dziwić się  na mój sposób  połączenia składników mikserem, ale tak mi łatwiej klei się ciasto a jak od razu wyrabiam rękami to trwa to i trwa i ....w kuchni musi być łatwo, prosto i przyjemnie- takie moje motto kuchenne:) Ciasto uformowane w kulę musi poleżeć w lodówce ok pół godziny- po wyjęciu wałkujemy - ja robię to na papierze do pieczenia- i wycinamy ciastka. Pieczemy w 180 stopniach 12 minut. Posypałam je troszkę cynamonem żeby udawały pierniki:)
Smacznego:)!!!!



poniedziałek, 14 października 2013

Waga...

(fot.instaamanda)

W życiu nie sądziłam, że będę kiedyś ważyła 24 kg więcej nawet będąc w ciąży. Żeby oddać powagę sytuacji dodam, że ważyłam 50 kg a teraz ważę 74:)  Tak tak nie pomyliłam się ani ja pisząc to ani waga, która waży mnie co miesiąc ta sama. Ja, Małgosia J-T., która całe życie zwężała spodnie....ja wszystko rozumiem, że dziecko, że woda w organiźmie..., ale jakoś tak w te ostatnie dni ciąży zatęskniłam za tymi zwężonymi spodniami, sukienkami, sweterkami;) Ci, którzy znają mnie osobiście wiedzą, że 24 kg  więcej dla mojej postury to wręcz szok!!! Reakcje osób, które spotykałam w ostatnim tygodniu były na prawdę przeróżne
 od:
"Gosiu jak pięknie  wyglądasz, wcale nie widać , że tyle przytyłaś, masz tylko piłkę przed sobą"
 po
 " O Boże nie poznałam Cię..."  :)))
Pocieszam się tym, że przy mojej wcześniejszej niedowadze kilka kilogramów może ze mną pozostać i wcale nie będę na nie zła:) Z resztą trzeba będzie się rozprawić. Już teraz postanowiłam oto zadbać i zaplanowałam sobie dietę (wspólnie z dietetyczką, ktora stwierdziła, że nie powinnam mieć problemu z utratą kg) oraz ćwiczenia. Mam nadzieję, że szybko będę mogła wdrożyć je w życie. Całe szczęście uwielbiam aktywność fizyczną. Przez większość ciąży niestety nie mogłam ćwiczyć dlatego tym bardziej mam mega ochotę na moją ulubioną formę ruchu jaką jest joga lub pilates. Wszystkim , którzy chcą wzmocnić plecy, kręgosłup (a zwłaszcza tym, którzy pracują przy biurku 8 godzin dziennie)- polecam serdecznie. Uważam, że tylko dzięki temu mój kręgosłup do tej pory nie wie co to znaczy ból mimo znacznego  zwiększenia obciążenia. Jeżeli chodzi o dietę mój organizm kompletnie oszalał:) Wszystko to, czego szczerze nienawidziłam przed ciążą - w ciąży stało się przysmakiem:) Taka klasyka żywieniowa po wywróceniu hormonów do góry nogami:) Podam jedem przykład: nienawidziłam ciast z masą typu:tort i ogólnie moja miłość do słodyczy była żadna dopóki nie zaczął we mnie szaleć synuś. Ciasta, słodycze wszelakie, czekolady, cukierki a nawet w desperacji kostki cukru:) tak było:) zero mdłości:) no i efekt jest:) Pan doktor w obawie, że może być to objaw cukrzycy ciążowej zlecał kilka razy pomiatry cukru. Wszystkie były ok- a ja dowiedziałam się, że "mielę cukier jak dobry młynek" :))) Ciekawi mnie to  jak szybko zmieni mi się smak. Czuję, że już zaqczynają zmieniać się nawyki gdyż nie smakuje mi herbata słodzona....kiedyś 2 łyżeczki to podstawa.
Położna ze szkoły rodzenia- bardzo fajna babka- pozdrawiam Pani Magdo;) powiedziała na ostatnich zajęciach bardzo ważne zdanie:
" Organizm kobiety, która zachodzi w ciążę wywraca się do góry nogami i chodzi na głowie 9 miesięcy , ale zaraz po urodzeniu dziecka wraca zpowrotem na nogi;)"
Jest szansa , że niedługo założę znów moje ukochane spodnie rurki:)))))tęsknię za nimi:)

piątek, 11 października 2013

Jak przygotować Brunka na nowego domownika?


Bruno to Maltańczyk, który jest z nami od  roku i który skradł nasze serca na dobre:) wiem wiem wiem- błąd , ale na kogoś trzeba było wylać uczucia macierzyńskie zanim urealniła się ciąża:) Wiele czytam o tym, jak przygotować psa na pojawienie się w domu dziecka. Mimo wielu zapewne dobrych rad, szkoda mi go.... Już mi go szkoda....jak patrzy mi w oczy i prosi żebym wzięła na kolana(na których się nie mieści...ale uwielbia się przytulać).
Śpi oczywiście z nami- wiem wiem wiem błąd;) próba wystawienia go z łóżka za każdym razem kończyła się tym, że ...musiałam go wpuścić bo serce mi pękało...:) Trudno- najwyżej będzie musiał spać z pańciem w salonie póki synek nie " wydorośleje";)
I tak oto wiele prób "odstawienia" Bruna od nas pozostało w sferze planów. A myślę sobie końcu: on też jest członkiem naszej mini rodzinki, dał nam wiele miłości i radości w trudnych chwilach, których nie brakowało ostatnimi czasy. Przed nami nowe życie. Wszyscy będziemy w nowej sytuacji i wszyscy będziemy się jej uczyć- RAZEM:)))))








środa, 9 października 2013

Moda na "EKO" czyli eko żart spod bloku:))


O tym, że wszystko co ma przedrostek "eko" jest teraz w modzie nie trzeba się rozwodzić. Super , że jesteśmy coraz bardziej świadomi tego jak żyjemy. Super, że biegamy, chodzimy na jogę, że spacerujemy z kijami, że jest coraz więcej ścieżek rowerowych ( trójmiasto! jestem z Ciebie dumna:) Super, że odżywiamy się zdrowiej, że bez mięsa, że bez mleka, że omijamy fast foody, że zwracamy uwagę na produkty, które trafiają na nasz stół. To wszystko bardzo mnie cieszy. Ostatnio jednak zaczęło również śmieszyć:)))
Otórz "eko" stało się również świetną maszynką do robienia pieniędzy a nie mającą nic wspólnego z ekologią. Mam tu na myśli małe stoiska z żywnością ekologiczną a zwłaszcza z warzywami, owocami, jajkami, które często pojawiają się pod dużymi sklepami. U mnie na osiedlu,  całkiem niedawno powstało mini centrum handlowe   ( m.in. duży dyskont spożywczy uznany przez pewnego polityka jako ten dla najbiedniejszych;)). Cieszę się bo wkońcu nie muszę jeździć autem po śmietanę tylko mam 5 min drogi na piechotę;) A nie dawno pod tym centrum zaczął pojawiać się pewien starszy Pan z kramikiem pełnym owoców, warzyw- pięknych, dorodnych. Ceny tychże wspaniałości budziły u mnie co najmniej podziw jak nie zwyczajną frustrację..Nad kramikiem  napis: EKO . Plotka o pysznych ekologicznych produktach pocztą pantoflową posąsiedzką rozeszła się w moment i pół osiedla biegało do Pana po zakupy.  Nie byłabym sobą gdybym z Panem nie porozmawiała - tak od serca- czemu tak drogo, skąd jest itp...;) Plotka poszła, że Pan jest  rolnikiem z pobliskiej wsi kaszubskiej, więc zapytałam czy może ma jakieś namiary żeby kupić miód (taki od pszczół a nie z mieszanek cukrowych;) na co Pan mierząc mnie i mój ogromniasty brzuch poinformował mnie, że on to tylko tu sprzedaje, a właściciel tego kramiku to nie żaden rolnik a zwykły przedsiębiorca, który warzywa i owoce kupuje: w tym tutaj  obok dyskoncie wszystkim znanym:))))))))))))))))) albo na giełdzie. !!!!!!!!!
Jak ja się cieszę, że mam rodzinną mieścinkę skąd przywożę jajka od Pani Wiesi, miód od Pani Lili (ostatnio nawet sprzedała mi ostatni słoik bo jak to powiedziała- " tak się boi myszy";))), ziemniaki od Pana, co mieszka nad jeziorem i sery i twarogi i chleb od Pani Marysi. Oni są moim "EKO". Pewnie nigdy tego wpisu nie przeczytają, ale ja im podziękuję osobiście jak tylko dane mi będzie znów tam pojechać. Współczuję tym, którzy łatwo nabierają się na chwyty pt: Eko i płacą krocie bo przecież wiadomo, że eko jest drogie....a ciekawość czasem popłaca;))))

wtorek, 8 października 2013

Godzina zero!?:)

Mam tyle innych tematów w głowie do poruszenia, ale od kilku dni sen z powiek zdecydowanie spędza mi jeden - godzina zero:) czyli moment, w którym ujrzę nasze dziecko:) Powinno to nastąpić dokładnie za 7 dni, ale któż to wie kiedy syn postanowi nas zobaczyć. W każdym razie nie potrafię skupić się na niczym innym. Ciagle myślę o zawartości torby do szpitala czy na pewno wszystko w niej jest i czy na pewno malutkiemu wszystko spakowałam.... Taki stresowy brak pamięci:) Każdy mówi, że to taka piękna chwila - lada moment się przekonam;) , ale i tak strach, który mi towarzyszy totalnie mną manipuluje. Ja, która całe życie bałam się pobierania krwi, szpitali...mam teraz być spokojna??? oddycham głęboko:) i słyszę w uszach przemiły, kojący głos położnej ze szkoły rodzenia: spokojny wdech i jeszcze bardziej spokojny wydech....:))) pomaga. Lubię mieć wszystko poukładane za wczasu. 
Akcja przygotowawczo- wyprawkowa zakończona już kilka tygodni temu. Mimo wielu, przefantastycznych pytań: a po co tak wcześnie???, które doprowadzały mnie do szału: całe szczęście, czuję spokój choć na jednym etapie;) Bo sił coraz mniej...a właściwie brak. Matka natura chyba specjalnie tak to wymyśliła, żeby pod koniec ciąży kobieta sama chciała żeby to było już:) tak jest też ze mną, że mimo tego strachu: chcę już! chcę już zobaczyć te malutkie nóżki, które kopią mnie z całych sił:))) jakby chciały już pobiegać a nie tylko pływać przez 9 msc;)
Mam nadzieję, że jak miliony innych kobiet  i dzieci na świecie: damy radę;)



Buty na zimę są- kolejny powód do spokojnego snu;)



niedziela, 6 października 2013

Coś innego do chleba powszedniego czyli smaczna, zdrowa, prosta: Pasta ze słonecznika!!!

Co prawda nie jest to blog kulinarny, ale jest m.in. o tym co mnie wzrusza przecież, więc muszę się podzielić jak to się zakochałam w paście słonecznikowej do pieczywa. 
Siedząc w domu od kilku miesięcy z wilczym apetytem - odpoczywając - tak to się fachowo określa z medycznego punktu widzenia zwolnienia ciążowego;), zaprzyjaźniłam się z moją kuchnią. Wcześniej byłyśmy tylko koleżankami, które odwiedzają się od czasu do czasu nooo, ale teraz to już śmiało mogę powiedzieć, że to przyjaźń a nie tylko koleżeństwo:)  Dokładnie planuję codzienny jadłospis. Staram się aby  zawierał dużo: białka, potasu, magnezu......samych zdrowych składników, wartościowych  węglowodanów, i stertę witamin, ale nie o tym tu chcę pisać, gdyż od tego są poradniki dietetyczne. Oprócz tego potrawy muszą być proste w przygotowaniu, gdyż jak wspomniałam przyjaźń z kuchnią trwa od niedawna;))
Dużo czytam o tym, jak urozmaicić sobie dietę, smaki i tak oto trafiłam na ten przepis.
Pasty do pieczywa uwielbiam od zawsze !!!! Regularnie robię jajeczną, rybną,  szczypiorkową,  ale takiej jak ta nie znałam.  Jest bardzo prosta  w składnikach i w przygotowaniu- jak to pasty- ale jakże ciekawa w smaku.

Składniki:

- 3/4 szkl ziarna słonecznika (dodaję też dyni;) namoczone wcześniej na noc
- 5 suszonych pomidorów marynowanych w oliwie (ostatnio można kupić dobre słoiki w Lidlu lub Biedronie;)
- 2 ząbki czosnku (uwielbiam więc daję 3;)
- garść posiekanej świeżej bazylii (dawałam suszoną, ale nie polecam)
- blender ;)

Przygotowanie:

Słonecznik po namoczeniu dokładnie wypłukać (często zawiera różne śmieci...łupiny), pomidory wyjęte z oliwy oraz ząbki czosnku z posiekaną bazylią wrzucić do miski. Dolać 3 łyżki oliwy z pomidorów żeby się lepiej blendowało. Oczywiście można sobie dosolić lub dopieprzyć wedle gustu- ja nie dodaję nic poza wymienionymi składnikami i jest pycha;)
















Efekt finalny:





Mniam:) Polecam:) nie mogę się doczekać  Waszych opinii w komentarzach:))

czwartek, 3 października 2013

Wyjątkowa jesień

Mimo tego, że jestem uzależniona od słońca, którego coraz mniej to i tak kocham jesień.
W tym roku - jak chyba w żadnym innym dotychczas- no może za wyjątkiem pięknych lat studenckich:), mogę w pełni delektować się porami roku. Tak tak, może ktoś roześmieje się w głos jak to przeczyta, ale jak się pracuje i pracuje i pracuje ...to często nie ma czasu na dostrzeganie tego co piękne w przyrodzie i tego, że jest już jesień
 (o!  to już ??? !) . Zmianę poznaje się tylko dzięki temu, że w letnich sukienkach jakoś przychłodno i trzeba by może jakiś  sweterek wyjąć z szafy.
Ale w tym roku, tak jak wyjątkowa była wiosna i ciepłe, słoneczne lato,  jesień również jest przepiękna. Słonko nisko, ale grzeje cudownie...Wokół pachnie jabłkami z cynamonem, które sąsiadka namiętnie pakuje do słoików (żeby mieć do szarlotki w zimę ;))- czasem zmienia zapach na śliwkowy, ale równie odurzający.
O zupie dyniowej na słodko z kardamonem i imbirem chyba wspominać nie trzeba? :) Nie mogę doczekać się winogron, które już dojrzewają u rodziców w ogrodzie. Te małe, słodkie, kulki  pną się po kamieniach na taras  i same proszą aby je zjeść.







Jedyne czego mi żal,  to że nie mogę pójść do lasu w tą piękną jesień (nakazali odpoczynek z racji 9 miesiąca przybierania na wadze;)).
A już widzę te kolory liści, które mienią  się i szeleszczą  pod butami. No i może trochę tego, że nie zmarznę i nie rozgrzeję się później grzanym winem z pomarańczą. Ależ się rozmarzyłam:))))




Ale mimo tego, że nie pospaceruję po rudozłotym  lesie to i tak...KOCHAM JESIEŃ:)




Dziękuję Wam za wszystkie pozostawione komentarze  oraz "polubiaki na fb"  :) 
Sprawia mi to wiele radości i dla Was tu wracam:)

poniedziałek, 30 września 2013

Poniedziałkowa senność

Poniedziałki mają to do siebie, że.... nie chce się.... I tak już jest, można wypić mocne cappucino, zwiewną zieloną herbatę a i tak ...nie będzie się chciało. Ostatnio kiedy tak mam - poprostu leniuchuję, za każdym razem dziękując Sile Wyższej, że mi na to pozwala;). Nie zawsze tak było i wtedy mój organizm buntował się wbrew swej naturze. Przekonałam się, że warto zwolnić tempo i poddać się temu, czego wymaga od nas podświadomość a senność choćby ta poniedziałkowa mija!:)))


Choć nie u wszystkich jak widać;) :





sobota, 28 września 2013

Kobiety, które martwią się za bardzo.

Ostatnio mam tak , że się martwię- tak poprostu pełna jestem obaw, strachu.... A może nie tylko ostatnio bo od jakichś 9 miesięcy:) i to, że " jest to normalne" w ciąży słyszę średnio 5 razy dziennie jako odpowiedź na wiele innych dolegliwości, ale ja postanowiłam sobie pomóc- norma normą... Nie byłabym sobą gdybym nie poszukała sposobu jak zaradzić sytuacji, która powoduje bezsenność i wytrąca mnie z równowagi. W ten sposób odkryłam książkę Holly Hazlett-Stevens pt.: Kobiety, które martwią się za bardzo. Autorka prowadzi badania nad lękiem a także nad technikami relaksacyjnymi. Bardzo fajnie wyjaśnia mechanizmy powstawania w nas kobietach nieuzasadnionych lęków, obaw. Bo chyba większość z nas tak ma, ( przynajmiej ja i kilka moich znajomych na pewno) że nawet jak wszystko jest w porządku to i tak lubimy się pomartwić ot tak na zapas:) W książce jest wiele świetnych technik relaksacyjnych, które na prawdę pozwalają się poczuć spokojniej. A oprócz świadomego, głębokiego oddechu, który nie od dziś wiadomomo jak wspaniale relaksuje jeśli tylko chcemy poświęcić mu kilka minut dziennie- polecam również:




:))))))))

Lubię to!

Dziś usiłowałam wstawić tu wtyczkę fejsbukową... Hmm ... Nie powiem, że było to proste zadanie, ale po kilku godzinach spędzonych przed laptopem już WIEM!!!!!! I zrobię to już jutro:)
Tymczasem uciekam gdyż spać też trzeba a dziś pobudka była mocno poranna.
Ogólnie radość z tworzenia tego miejsca zawładnęła mną całkowicie i technologiczne nowości przyćmiły moje myśli. Mam nadzieję , że niebawem ogarnę wszystkie "gadżety" i będę spokojnie pisać o sprawach istotnych;)

czwartek, 26 września 2013

Stało się !!!!

Jestem tu:) Chciałam:) od baaardzo dawna:) cieszę się i...nowe wyzwanie przede mną bo:
uwielbiam pisać, uwielbiam czytać, uwielbiam robić / oglądać zdjęcia z życia codziennego, nienadętego, prostych rzeczy, obrazów, faktów.....uczuć:)
Go! Margo! ;)

Śliweczkę?