środa, 9 października 2013

Moda na "EKO" czyli eko żart spod bloku:))


O tym, że wszystko co ma przedrostek "eko" jest teraz w modzie nie trzeba się rozwodzić. Super , że jesteśmy coraz bardziej świadomi tego jak żyjemy. Super, że biegamy, chodzimy na jogę, że spacerujemy z kijami, że jest coraz więcej ścieżek rowerowych ( trójmiasto! jestem z Ciebie dumna:) Super, że odżywiamy się zdrowiej, że bez mięsa, że bez mleka, że omijamy fast foody, że zwracamy uwagę na produkty, które trafiają na nasz stół. To wszystko bardzo mnie cieszy. Ostatnio jednak zaczęło również śmieszyć:)))
Otórz "eko" stało się również świetną maszynką do robienia pieniędzy a nie mającą nic wspólnego z ekologią. Mam tu na myśli małe stoiska z żywnością ekologiczną a zwłaszcza z warzywami, owocami, jajkami, które często pojawiają się pod dużymi sklepami. U mnie na osiedlu,  całkiem niedawno powstało mini centrum handlowe   ( m.in. duży dyskont spożywczy uznany przez pewnego polityka jako ten dla najbiedniejszych;)). Cieszę się bo wkońcu nie muszę jeździć autem po śmietanę tylko mam 5 min drogi na piechotę;) A nie dawno pod tym centrum zaczął pojawiać się pewien starszy Pan z kramikiem pełnym owoców, warzyw- pięknych, dorodnych. Ceny tychże wspaniałości budziły u mnie co najmniej podziw jak nie zwyczajną frustrację..Nad kramikiem  napis: EKO . Plotka o pysznych ekologicznych produktach pocztą pantoflową posąsiedzką rozeszła się w moment i pół osiedla biegało do Pana po zakupy.  Nie byłabym sobą gdybym z Panem nie porozmawiała - tak od serca- czemu tak drogo, skąd jest itp...;) Plotka poszła, że Pan jest  rolnikiem z pobliskiej wsi kaszubskiej, więc zapytałam czy może ma jakieś namiary żeby kupić miód (taki od pszczół a nie z mieszanek cukrowych;) na co Pan mierząc mnie i mój ogromniasty brzuch poinformował mnie, że on to tylko tu sprzedaje, a właściciel tego kramiku to nie żaden rolnik a zwykły przedsiębiorca, który warzywa i owoce kupuje: w tym tutaj  obok dyskoncie wszystkim znanym:))))))))))))))))) albo na giełdzie. !!!!!!!!!
Jak ja się cieszę, że mam rodzinną mieścinkę skąd przywożę jajka od Pani Wiesi, miód od Pani Lili (ostatnio nawet sprzedała mi ostatni słoik bo jak to powiedziała- " tak się boi myszy";))), ziemniaki od Pana, co mieszka nad jeziorem i sery i twarogi i chleb od Pani Marysi. Oni są moim "EKO". Pewnie nigdy tego wpisu nie przeczytają, ale ja im podziękuję osobiście jak tylko dane mi będzie znów tam pojechać. Współczuję tym, którzy łatwo nabierają się na chwyty pt: Eko i płacą krocie bo przecież wiadomo, że eko jest drogie....a ciekawość czasem popłaca;))))

5 komentarzy:

  1. Ojej, no to ładnie nabiera sąsiadki :-D Dobrze Gosiu, że czujna jesteś i nie przepłacasz. A zresztą jak to moja mama mówi, ja to jestem jak ojciec, nie czuję różnicy w tym co jem, więc warzywa z B.. dyskontu spozywczego smakuja mi rownie dobrze, co ze straganu:-) A mniej biegania i czynne do 20!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja tez kupuje warzywa w marketach , ale to jak ludzi nabierają. ...na " eko" to przegięcie:))))

    OdpowiedzUsuń
  3. Od kilku lat staram się jeść świadomie, co oczywiście nie znaczy, że nie kupuję w Biedronce ;) Jeśli mam taką możliwość i wybór w danym miejscu to zawsze biorę coś eko. Zawsze też czytam etykiety i staram się dociekać skąd faktycznie coś pochodzi. Całe szczęście też mam dostęp do jajek od Pana Edka, miodu od Pani Stasi etc. :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pamiętasz jak sie bulwersowalam cenami fasolki szparagowej? To właśnie na tym pseudoeko stoisku pod Biedrą:))))

    OdpowiedzUsuń

Komentuj śmiało- Ty także tworzysz to miejsce :)